Wiosna za pasem, święta tuż, tuż więc postanowiłam czym prędzej zaprowadzić wiosenne porządki i pozbyć się zalegających śmieci. Przychodzę zatem z postem o zdenkowanych w styczniu i lutym!
Szampon do włosów kręconych Yves Rocher- był całkiem przyjemny i pozostawił po sobie miłe wrażenia. Dobrze oczyszczał włosy, ale kompletnie ich nie wysuszał, do tego przyjemnie pachniał i był bardzo wydajny. Kolejny szampon tej samej marki, tym razem w wersji stymulującej, przeciw wypadaniu włosów również się sprawdził, ale szału nie było i kosmetyk okazał się totalnym zwyklakiem bez większego wpływu na kondycję włosów.
Odżywka Pilomax z keratyną zaskoczyła mnie dość pozytywnym wpływem na moje wiecznie puszące się włosy. Faktycznie je wygładzała i mimo, że większego połysku nie zauważyłam to jednak uznaję ją za bardzo udany kosmetyk za niedużą cenę.
Maska Organique Anti-Age to hicior w blogosferze, który osobiście mnie rozczarował. Nastawiałam się na cuda, wianki a okazało się, że ten cudak robi z moimi włosami tyle co zwykłe, kilkukrotnie tańsze drogeryjne odżywki. Oprócz pięknego zapachu nic nie zachwyciło mnie w tym kosmetyku.
Korektor Dior Diorskin Star okazał się jednym z lepszych kosmetyków w tej kategorii, jakie stosowałam. Korektor jest kremowy, nie wysusza, nie wchodzi w zmarszczki i pięknie rozświetla. Gdyby tylko krył odrobinę mocniej i dostępny był w jaśniejszym kolorze to na pewno zostałby moim ideałem. Więcej o nim
TU
Udało mi się również zużyć dwie wody toaletowe: Burberry Brit oraz Yves Rocher So Elixir. Oba zapachy bardzo przypadły mi do gustu i rewelacyjnie spisywały mi się w okresie jesienno-zimowym. To raczej nuty ciężkie i wyraziste, więc nie u każdego się sprawdzą.
Żel pod prysznic Le Petit Marseillais o zapachu białej brzoskwini i nektarynki umilał mi zimowe wieczory w kąpieli, zaś ten o zapachu kawy z Yves Rocher zużyłam raczej niechętnie, bo nie przepadam szczególnie za aromatem kawy. Oba jednak dobrze spełniały swoją rolę i były dość wydajne.
Pomarańczowa pianka do mycia ciała to istny gadżet, który uprzyjemniał mi zimowe kąpiele, zwłaszcza w świątecznym okresie zapach pomarańczy to uczta dla moich zmysłów. Pianka jest idealnie kremowa i puszysta, pięknie się pieni, dobrze myje i fantastycznie pachnie. Polecam!
Antypierspirant Rexona to mój ulubiony produkt w tej kategorii, zawsze do niego wracam i kolejne opakowanie mam już w użytku.
Krem do rąk z maslem shea Loccitane spisał się u mnie dobrze, nieźle nawilżał skórę dłoni, ale jednak stwierdzam, że nie był wart swojej ceny i raczej do niego nie wrócę.
Tymiankowy żel do twarzy Sylveco to również kosmetyk z którego byłam zadowolona. Dobry skład i niska cena zachęciły mnie do spróbowania. Przyznam, że to całkiem dobry produkt, zwłaszcza do delikatnego, porannego oczyszczania, bo wieczorem preferuję jednak coś mocniejszego. Dodam jeszcze, że jest to kosmetyk, który pachnie pizzą!
Liftingujący krem infuzyjny Yonelle okazał się bardzo dobrze nawilżać moją cerę, zwłaszcza na noc. Używałam go również pod makijaż, ale jednak nie z każdym podkładem chciał współpracować. Więcej
TU
Kolejny krem do twarzy to Hydrationist od Estee Lauder, który okazał się absolutnym ulubieńcem po letnim okresie zeszłego roku. Niestety nie doczekał się osobnej recenzji, ale być może jeszcze to nadrobię.
Krem pod oczy Clinique All About Eyes Rich to jeden z lepszych kremów pod oczy, jakie stosowałam. Bardzo dobrze nawilżał, nadawał się pod makijaż i świetnie spisywał się pod korektorem. Polecam!
Uff, całe denko za mną! Mogę spokojnie kolekcjonować kolejne śmieci, które pewnie pokażę wam już w kwietniu.