Będąc w lutym w drogerii DM zaopatrzyłam się w słynny olejek
z paczulą i czarną porzeczką od Alverde.
Naczytałam się o nim, że świetnie działa na włosy i dlatego
też wrzuciłam go do mojego koszyka. Tym bardziej, że wszyscy ubolewali nad tym,
że zostanie wycofany.
Olejek mieści się w szklanym opakowaniu z pompką (identyczne
ma teraz Alterra). Zapach faktycznie urzekł mnie od pierwszego użycia. To
prawdziwa, niezbyt chemiczna czarna porzeczka.
Od razu zaczęłam aplikować go na włosy, licząc na
spektakularny efekt. Niestety takiego nie osiągnęłam. Ba! Nie osiągnęłam
żadnego pozytywnego efektu… Moje włosy po umyciu stały się szorstkie, matowe i
strasznie przesuszone.
Dałam olejowi szansę na włosach jeszcze kilkukrotnie, ale
efekt za każdym razem był mizerny i słaby.
Teraz zużywam go do ciała, od czasu do czasu dodaję też
odrobinę do kąpieli i do peelingów. Do tych celów sprawdza się u mnie
rewelacyjnie. Skóra jest odpowiednio natłuszczona, ale nie lepiąca (pod
warunkiem, że użyjemy niewielkiej ilości olejku). Poza tym zapach jest dla mnie
kojący i bardzo przyjemny.
Wydajność w tym wypadku jest bardzo duża, choć używam go
nieregularnie. Jak skończę butelkę na pewno zaopatrzę się w jakąś oliwkę do
ciała. Co polecacie?