23.1.20

Pierwsze zmiany w nowym roku- metamorfoza sypialni

Pierwsze zmiany w nowym roku- metamorfoza sypialni
Sypialnia to istotne pomieszczenie w każdym domu.. Tym oto wydumanym stwierdzeniem zaczynam posta o niewielkiej metamorfozie naszej małej sypialni na poddaszu. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym, co zmienić w tym pomieszczeniu, aby w pełni pasowało do reszty naszych niewielkich włości. Cały czas coś mi nie grało, aż wreszcie wpadłam na pomysł żeby pobazgrać trochę tę imitację białej cegły za zagłówkiem... Zamysł był taki żeby za łóżkiem ściana przypominała starą i odrapaną... Wyszło jak widać i choć początkowo chciałam czegoś innego to jednak obecny efekt nawet mi się podoba!



Wykonanie było bardzo proste- wystarczyła beżowa, brązowa i biała farba oraz mokra gąbka. Niezwykle wyszukaną metodą "paćkania" jedną farbą na drugą powstał efekt połączenia jakby starej cegły z odrapaną ścianą. Podoba mi się taki miks, ściana została ocieplona i na tym mi zależało. Choć nie twierdzę, że w przyszłości nie wpadnie mi do głowy szalony pomysł powrotu do klasycznej bieli..




Kiedy już zapaćkałam całą cegłę i pozbyłam się jej nieudolnie zaaranżowanych resztek z sąsiedniej ściany (w sumie raczej małżonek się jej pozbył..) to zarządziłam bejcowanie łóżka! Jasne drewno totalnie mi się znudziło, więc postanowiłam je przyciemnić i nadać mu trochę charakteru wiekowego materiału. Na wymianę czekają jeszcze stoliki nocne- mam już pewien typ, ale jeszcze trochę się waham. Obecnie przy łóżku mam dwa różne mebelki- jeden to genialny łup z Biedry, a drugi to przerobiony przez nas stary stoliczek nocny z naszej pierwszej sypialni.
Jeśli śledzicie mój profil na Instagramie (KLIK) to pewnie wiecie, że łóżko wykonaliśmy sami z mężem, używając do tego zwykłych, sosnowych desek. To był strzał w dziesiątkę, bo od kilku lat jesteśmy z niego bardzo zadowoleni- wszystko idealnie się trzyma, łóżko nie tylko ładnie wygląda, ale jest też wygodne, zwłaszcza wysoki zagłówek bardzo mi pasuje podczas czytania książek.



Po tych zmianach poszłam za ciosem i postanowiłam "ocieplić" nieco ścianę pokrytą masą betonową tak, aby pasowała do tej za łóżkiem. Tutaj sprawa była trudniejsza, bo jej gabaryty znacznie różnią się od małej ścianki kolankowej, dlatego metodą prób, błędów i niezliczonej ilości poprawek po dwóch dniach wreszcie stwierdziłam, że już styknie i może być! Co więcej teraz o wiele bardziej mi się podoba i lepiej pasuje do reszty. To była DOBRA ZMIANA.
Na ścianie zawisło ponownie lustro od Giera Design, a pod nim stanęła konsola marki Kludo. Teraz poszukuję kilku rustykalnych dodatków, a także planuję żeby w tym kącie nieco się zazieleniło.



Największa zmiana to jednak likwidacja ścianki ze szprosami, za którą znajduje się nasza mikro-garderoba i zastąpienie jej przesuwnymi drzwiami z drewna. W poprzedniej ściance dla bezpieczeństwa i redukcji kosztów zamiast szkła użyliśmy pleksi, co przy szalonym kocie zupełnie nie zdało egzaminu. Ścianka często przyprawiała mnie o palpitacje serca, kiedy kot próbował przez nią przelatywać, a poza tym zbierało się na niej mnóstwo kurzu, którego ścieranie z każdego elementu trwało wieki. Drewniane drzwi znacznie bardziej pasują do wiejskiego charakteru naszego poddasza i dodały przytulności. A poza tym teraz mój artystyczny nieład w garderobie został ukryty!
Drzwi oczywiście (tak, jak te w salonie) wykonał mój przezdolny małżonek.
Już jakiś czas temu wymieniłam oświetlenie- na stoliku nocnym znajduje się złota lampa stołowa, która całkiem przyjemnie prezentuje się także jako oświetlenie sypialni, lampa wisząca także nadała naturalnego i przytulnego charakteru. Obie są z Westwing.



Jasne tekstylia, miękkie i naturalne faktury niesamowicie dodały ciepła i sielskiego charakteru. Najczęściej kupuję je w Ikea, H&M Home oraz sklepach typu Action czy Pepco.
Generalnie metamorfozę sypialni uważam za bardzo udaną. Potrzeba nam było większej przytulności, ciepłych akcentów. Teraz szukam jeszcze kilku detali i jak już je znajdę to mogę z tej komnaty przyjemności nie wychodzić aż do wiosny!


15.1.20

Farba w dłoń, czyli jak mieć nową-starą lodówkę za parę groszy

Farba w dłoń, czyli jak mieć nową-starą lodówkę za parę groszy
Wygląd mojej poprzedniej kuchni był jednym wielkim nieporozumieniem.. przyznaję pokornie, że to jeden z największych wnętrzarskich błędów jakie zdarzyło mi się popełnić. Na szczęście zdjęcia się nie zachowały- oszczędzę Wam tego kłującego w oczy widoku z nieskrywaną ulgą...
Kiedy w 2016 roku podjęliśmy decyzję o remoncie byłam już mądrzejsza i udało mi się zaplanować kuchnię na miarę moich oczekiwań i finansowych możliwości. No właśnie- finanse okazały się szybko topnieć i nie udało się wymienić wszystkich sprzętów. Dziś stwierdzam, że wyszło mi to na dobre!



Stara, wolnostojąca lodówka marki Indesit musiała z nami pozostać- na szczęście działa nadal bez szwanku, więc w sumie żal byłoby ją wyrzucać. Jednak po remoncie kuchni, kiedy zrobiło się jasno, tak po skandynawsku biało, to srebrna lodówka jakoś nie grała mi z całą resztą...
Do głowy przyszło mi, aby zwyczajnie ją okleić, ale obawiałam się, że efekt w moim wykonaniu będzie wyglądać nędznie, więc niczym Pomysłowy Dobromir wykombinowałam, że ją przemaluję!

Teraz kilka zdjęć z poprzednią wersją lodówki- niestety są wygrzebane z czeluści mojego telefonu i nie grzeszą jakością... Tutaj jeszcze kuchnia bez cegły, taka trochę "goła"..





Oczywisty powinien być wybór zwykłej farby do metalu, ale ja postanowiłam pójść o krok dalej i spróbować farby tablicowej, co by można było radośnie bazgrać po sprzęcie i dawać upust talentowi artystycznemu.. którego de facto nie posiadam za grosz! (sic)
Malowałam dawno temu- za chwilę miną 4 lata- i nie przyszło mi wtedy do głowy, aby pstryknąć foty i uwiecznić ten moment dla potomnych. Także na słowo musicie mi uwierzyć jak to wyglądało:
- na początku umyłam porządnie lodówkę i wytarłam do sucha,
- wzięłam do ręki papier ścierny- dość delikatny, o dużej granulacji, aby tylko nieznacznie zmatowić obudowę,
- po wyszlifowaniu znowu dokładnie umyłam lodówkę i odtłuściłam ją,
- zabrałam się do malowania!

Użyłam najtańszej farby tablicowej z Castoramy i małego wałka z pianki. Pamiętajcie, że malując tego typu farbą należy nałożyć więcej warstw, aby uzyskała ona odpowiednie właściwości- u mnie były to 3 solidne warstwy. Na opakowaniu farby producent podaje czas schnięcia, radzę się tym właśnie sugerować. Po pomalowaniu przykleiłam zwykłe uchwyty meblowe, bo bałam się, że farba może się zetrzeć w miejscu otwierania drzwiczek, ale zabieg ten nie był koniecznością.





Efekt mnie usatysfakcjonował- czarna lodówka dodała charakteru kuchni i pasuje zdecydowanie lepiej niż srebrna. Dodatkowym atutem jest oczywiście możliwość bazgrania kredą. Kiedy zakończy swój żywot i będziemy się musieli rozstać, postawię na sprzęt do zabudowy, ale póki co pozostajemy przy obecnym rozwiązaniu.





Na Instagramie bardzo często pytacie mnie jak sprawdza się ten pomysł w rzeczywistości i zawsze szczerze odpowiadam, że znakomicie! Serio nie mam się do czego przyczepić... Farba dobrze się trzyma, nie odchodzi, dobrze się czyści wodą i płynem do naczyń. Ślady użytkowania zostają w przypadku dotykania tłustymi paluchami- na to nie ma mocnych, ale i tu płyn do naczyń działa cuda! Pisanie kredą czy pisakiem kredowym idzie bezproblemowo, tak samo z myciem tej radosnej twórczości. Ważne, aby nie szorować ostrymi przedmiotami- to jasne, że wtedy farba zostanie zdarta. Trochę już mi się marzy spójna zabudowa z lodówką, ale póki co stara na chodzie, także jeszcze z nami pobędzie.
Jeśli chodzi Wam po głowie taka metamorfoza to szczerze zachęcam- to łatwy sposób na totalną odmianę sprzętu, z którego napewno będziecie zadowoleni.


2.1.20

2020- START!

2020- START!
Nowy rok musi być dobry. To stwierdzenie powtarzam sobie od kilku dni. Postaram się żeby 2020-ty rok wspominać tylko pozytywnie.
Ubiegły rok przyniósł wiele rozczarowań, ale też sporo satysfakcji. Rozpoczął się w stresie, od ogromnych zmian, które z perspektywy czasu okazały się dobre i bardzo potrzebne nam obojgu. To był rok stabilizacji i spokoju. Rok, w którym totalnie przewartościowałam swoje życie, spisałam konkretne cele, które nawet w większości udało mi się zrealizować.
Nie zabrakło smutków i zwątpienia, a negatywne emocje nie były mi obce, ale dzięki Mężowi dałam radę podnieść się z każdego upadku. To był Jego rok. Stwierdzam z całą pewnością, że to był nasz najlepszy wspólny czas, mimo małych kryzysów i kilku zapalnych iskier. Wsparcie i motywacja w trudnych chwilach dały mi kopa do dalszego działania i za to DZIĘKUJĘ.



Jednym z sukcesów 2019 jest choćby powrót na bloga, o którym z resztą nigdy nie zapomniałam, ale do którego w ostatnich latach nie miałam serca. To moje pierwsze, własne miejsce w sieci i z radością tu wróciłam.
Udało się poprowadzić sporo metamorfoz na poddaszu- drewniana podłoga w salonie, przesuwne drzwi, nowa kanapa sprawiły, że salon stał się przytulniejszy i bardziej wygodny. Stworzenie domowego biura dało mi przestrzeń do spokojnej pracy, a rozpoczęcie budowy tarasu przyniosło dużo radości i miłych wieczorów w najlepszym towarzystwie.
Nowy rok też przyniesie zmiany- część z nich jest już w planach, a część pewnie spontanicznie zrodzi się w mojej głowie i nie będzie chciało z niej wyskoczyć. Jedno jest pewne- ma być przytulnie, ciepło i... sielsko.





To był wspaniały rok na Instagramie- realizacja wnętrzarskiej pasji przyciągnęła dziesiątki tysięcy osób,  dlatego żegnałam ten rok z wynikiem ponad 100 tysięcy obserwujących. Z ogromną radością spotkałam się w realu z kilkoma fantastycznymi osobami, poznanymi właśnie na IG.

Nie mogę oczywiście pominąć faktu powiększenia rodziny! W czerwcu zamieszkała z nami kotka Masza i teraz już nie wyobrażamy sobie rzeczywistości bez niej.




Co było, minęło. Nowy rok rozpoczęty, plany spisane, nadzieja i wiara w to, że to będzie wyjątkowy czas- obecne!
Oprócz wnętrzarskich planów mam też ważne zadania do wykonania, nie ustaję w walce o lepsze zdrowie i wewnętrzny spokój. Chcę być tu regularnie z Wami i dla Was.

Dziękuję, że tu zaglądacie i życzę wszystkiego dobrego w nowym roku!



Copyright © 2016 Nasze Poddasze , Blogger