3.2.22

Ziołowy Zakątek, czyli o metamorfozie kuchennej ściany

Ziołowy Zakątek, czyli o metamorfozie kuchennej ściany

Z początkiem nowego roku ruszyliśmy z naszego remontowego kopyta i jak już mogliście zauważyć na moim Instagramie w poddaszowej kuchni powstał uroczo i dość poetycko przeze mnie nazwany "Ziołowym Zakątkiem". Tutaj spieszę z małym wyjaśnieniem dla osób, które nie do końca zrozumiały o co chodzi z ziołami i miały rozmaite skojarzenia! Kochani, owe zielsko dotyczy tapety- tak mi się skojarzył ten nadruk i dlatego już w sklepie stwierdziłam, że muszę ją kupić i koniecznie powstanie ten właśnie "Ziołowy Zakątek". Tajemnica nazwy została niniejszym rozwiana.


Ściana z belką w kuchni nie spędzała mi snu z powiek. Prawda jest taka, że mieliśmy dużo pilniejsze prace do wykonania, ale po zakupie tapety i boazerii oboje nie mogliśmy się doczekać efektu końcowego i prace rozpoczęły się z początkiem roku. Całość zajęła nam dwa popołudnia.

Zdecydowaliśmy, że rozpoczniemy od położenia boazerii, a dopiero póżniej tapety i to było naszym zdaniem dobre posunięcie. Boazeria pochodzi z Castoramy, to drewno iglaste, także surowiec naturalny, który można zabejcować, pomalować farbą bądź też zostawić w stanie surowym. Nasze listwy miały długość 3 m, więc trzeba było je przyciąć na pożądaną wysokość boazerii. Do tego celu świetnie się nam sprawdziła pilarka ukosowa. Aby boazeria nie odstawała za bardzo od ściany postawiliśmy na montaż za pomocą kleju (na rynku dostępnych jest mnóstwo uniwersalnych klejów montażowych i budowlanych). Kleiliśmy listewka po listewce, a na koniec zwieńczyliśmy boazerię listwą wykończeniową. W przypadku listwy nie znalazłam jednak drewnianej- takiej, która spełniłaby moje oczekiwania, więc kupiłam listwę wykonaną z MDF (również zaopatrzyłam się w nią w Castoramie).

Po wyschnięciu kleju można się było zabrać za malowanie. Surowa wersja nie bardzo mi pasowała, a po głowie chodziła opcja bejcowania na ciemny kolor, malowania na przygaszoną zieleń albo na biało. Widać która opcja wygrała. Stwierdziłam, że mam już w kuchni sporą ilość ciemnego drewna i dodatkowa połać tego materiału mogłaby przytłoczyć to małe pomieszczenie (poza tym chciałabym wymienić też podłogę i raczej tutaj skuszę się na coś cieplejszego i ciemniejszego, także co za dużo to niezdrowo).  Zielona opcja okazała się póki co zbyt odważna, a biały i bezpieczny kolor zawsze będę mogła w przyszłości zamalować.



Następnie przyszła kolej na tapetę. Wybrałam dość popularny wzór roślinny tapety na flizelinie, którą kupiłam w Leroy Merlin. Jak już wcześniej pisałam nadruk ten skojarzył mi się z ziołami albo zieloną, letnią łąką, więc do mojej wiejskiej kuchni pasuje idealnie. Być może dolne fronty kiedyś przemaluję na szałwiową zieleń... będzie jeszcze bardziej pasować! 

Samo klejenie przebiegało sprawnie i dość szybko, dzięki temu, że nie trzeba było nakładać kleju na tapetę. Wystarczyło posmarowanie klejem ściany. Wzór jest duży i nieskomplikowany, więc pasowanie szło gładko i bezproblemowo. Najwięcej zabawy mieliśmy z docinaniem przy belce i z równiutkim odcięciem przy skosie, ale taki już urok naszego poddasza :)

Potem jeszcze na ścianę wrócił kwietnik z moim ukochanym epipremnum oraz dwie półki, na których trzymam kubki i różne bibeloty (to bambusowe półki na zdjęcia z Ikea, które przyciemniłam nieco ciemniejszym lakierem do drewna). Na końcu na swoje miejsce trafiły listwy przypodłogowe. 

Tak powstał mój "Ziołowy Zakątek", który nadał kuchni większej sielskości i przytulności. Oboje stwierdziliśmy zgodnie, że ta metamorfoza była bardzo dobrym pomysłem. Koszt był stosunkowo niewielki: 1 rolka tapety, kilka drewnianych listew boazeryjnych, listwa wykończeniowa i klej montażowy, a resztę mieliśmy na stanie. Radość z metamorfozy zaś bezcenna.




Copyright © 2016 Nasze Poddasze , Blogger