28.12.11

Wyprzedaże, wyprzedaże!

Wyprzedaże, wyprzedaże!
Dzisiaj przychodzę do Was z przechwalaniem się moimi ostatnimi zdobyczami ;-) Wczoraj udałam się na wyprzedażowe łowy do Silesia City Center, gdzie spędziłam cały dzień na poszukiwaniu okazji. Wynikiem są przeróżne (choć dość skromne) zakupy ubraniowe i kosmetyczne. Kupiliśmy też parę rzeczy do domu z Ikei i Saturna.
Jeszcze przed Świętami udało mi się kupić kilka fajnych rzeczy, które Wam zaraz pokażę :-)

-         płaszczyk zimowy: New Look 150 zł (przecena z 229,90 zł)


-         sweter: Bershka 44,90 zł (przecena z 59,90 zł)


-         bluzka: New Yorker 19,95 zł (przecena z 79,95 zł)


-         legginsy: Tally Weijl 49,90 zł za 2 pary


-         wkłady Inglot: Matte 391, Matte 353 po 10 zł za każdy



-         pigment Inglot nr 32 27 zł


-         pusta paletka na okrągłe cienie Inglot 18 zł



To póki co moje wszystkie zakupy, z których jestem bardzo zadowolona :-)

24.12.11

Życzenia świąteczne i prezenty

Życzenia świąteczne i prezenty
Wreszcie uporałam się ze wszystkimi świątecznymi porządkami. Przed chwilą stanęła też u mnie choinka i ... pojawiły się prezenty pod nią ;-)

Choinka prezentuje się w następujący sposób (niestety jakość zdjęć jest nienajlepsza):


Życzę wszystkim wesołych, zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia w ciepłej i rodzinnej atmosferze :-)

21.12.11

Makaronowe choineczki

Makaronowe choineczki
Przeglądając przeróżne internetowe inspiracje świąteczne natknęłam się na ręcznie robione choinki z makaronu. Niezwykle spodobały mi się takie dekoracje, ujęły mnie swoją prostotą i zarazem elegancją. Można je dowolnie ozdabiać wg własnego uznania.
Potrzebne są:
v     Karton, tektura albo inny sztywny papier, z którego wykonujemy stożek- choinkę,
v     Pistolet do klejenia na gorąco,
v     Makaron- najlepiej najtańszy, kształt dowolny,
v     Ewentualnie gwiazdki, kokardki albo perełki do ozdabiania,
v     Farba w sprayu- kolor również wg własnych upodobań

I do dzieła!
Zaczynamy od wykonania stożka papierowego, do którego będziemy przyklejać gorącym klejem makaron.
Ja rozpoczęłam od spodu i po kolei dodawałam kolejne rzędy makaronu, aż po sam czubek choinki.



Po zakończeniu klejenia choinka jest gotowa- wystarczy spryskać ją farbą i ewentualnie dodać ozdoby.
Moje choinki posiadają tylko kokardkę na szczycie, gdyż chciałam żeby były jak najprostsze i nie przesadzone.
A oto efekt końcowy:



18.12.11

Świątecznie...

Świątecznie...
Jak co roku nie mogę doczekać się Świąt. Tegoroczne ozdabianie mieszkania poczyniłam dość wcześnie, bo już w zeszłym tygodniu. Ale choinki jeszcze nie ma- to akurat taka tradycja u mnie, by pojawiała się w samą Wigilię, lub ewentualnie dzień wcześniej.
W tym roku postanowiłam sama pobawić się w robienie stroików świątecznych, zamiast kupowania gotowych.
Efektem jest jeden duży, klasyczny stroik oraz jeden mały „futurystyczny” nieco (przynajmniej wg mnie).




W oknach delikatne ozdoby, bez żadnych świecących cudeniek. 
W oknie salonu błyszczą srebrne gwiazdy, w sypialni zielone brokatowe bombki. 



Świąteczny klimat tworzą również zapalone świeczuszki z Biedronki. Uwielbiam te o zapachu pomarańczy! Są tanie, wypalają się ładnie do końca, no i pachną obłędnie.

Zaopatrzyłam się też w akcesoria do pakowania prezentów świątecznych i niedługo biorę się do roboty :-)



14.12.11

TAG: Tell Me About Yourself

7 przypadkowych faktów o mnie.

Po przeczytaniu odpowiedzi z bloga Anety: http://czarny-flamaster.blogspot.com/ postanowiłam troszkę o sobie napisać…

  1. Nie znoszę, nie cierpię i nie toleruję w kosmetykach zapachu wanilii, kokosa i czekolady (!). Pewnie dla wielu osób to dziwactwo, ale ja naprawdę nie lubię smarować się takimi zapachami, pryskać, kąpać w nich itd. Mimo, iż pod względem spożywczym chętnie objadam się wszelkimi pysznościami właśnie z wanilią, kokosem czy czekoladą, to pod innymi postaciami ich po prostu nie cierpię.
  2. Zawsze marzyłam o zostaniu lekarzem, miałam do tego stopnia sprecyzowane plany, że nawet zdecydowana byłam na ewentualną specjalizację z neurologii. Zagłębiałam swego czasu tematy medyczne kiedy tylko była ku temu okazja. Jednak odstąpiłam od tych planów ze względu na konieczność zdawania fizyki na maturze (o ile biologia i chemia były moimi ulubionymi przedmiotami w liceum, o tyle fizyka jest dla mnie do tej pory „czarną magią”). Ukończyłam więc paramedyczny kierunek, jakim jest kosmetologia i mimo, że w zawodzie nie pracuję, jestem bardzo zadowolona z wykształcenia, jakie posiadam.
  3. Nie umiem pływać (!). Tak po prostu nie potrafię pływać. Odkąd pamiętam zawsze bałam się wejść do wody, gdzie nie mogę się niczego złapać, gdzie nie czuję gruntu pod stopami. Mimo licznych prób nauki tej jakże przydatnej umiejętności, nigdy nie udało mi się przemóc strachu. Teraz jakoś mi to nie przeszkadza, nawet będąc na wakacjach, bo do jaccuzi czy wanny nie boję się wchodzić :-)
  4. Jestem uzależniona od oglądania filmików „urodowych” na YouTube. Od zeszłego roku regularnie oglądam filmiki, choć aktualnie moja lista subskrypcji się pomniejszyła, ale i tak pochłania to sporo mojego wolnego czasu.
  5. Nienawidzę prasowania. Uważam, że jest to jedna z najgorszych czynności, jakie od czasu do czasu człowiek musi wykonywać. W szczególności nienawidzę prasowania koszul męża… (mam nadzieję, że to przeczyta ;-) )
  6. Nie piję kawy. W ogóle. Ani filiżaneczki dziennie. Nic. Niektórzy uważają, że to jakaś choroba, ale mi z tym dobrze. Kawa po prostu mi nie smakuje i mogłaby dla mnie nie istnieć.
  7. Uwielbiam fast foody. Nie mam oporów przed objadaniem się hamburgerami, cheeseburgerami, frytkami, pizzą, kebabem i innymi pysznościami:-) Nie liczę kalorii i nie stosuję na siłę zdrowych diet. Choć rzecz jasna zdrową żywność też przyswajam ;-) Jednak specjalnie mojej diety nie bilansuję.

9.12.11

Bebe vs. Carmex

Bebe vs. Carmex
Jako, że za oknem szaro, buro, zimno i wietrznie moje usta zaczynają się buntować. Przeistaczają się w suche, popękane i szczypiące potworności…
Dlatego przedstawię moją najulubieńszą pomadkę ochronną do ust i nie będzie to słynny już Carmex.

Od kilku lat uwielbiam stosować pomadkę Bebe firmy Johnson&Johnson (tą w różowym opakowaniu). Kosmetyk ten dla mnie ma cudowny różany zapach, który mogłabym wąchać cały czas. Smak jest neutralny, ale w końcu to zwykła pomadka ochronna a nie „smaker” do ust. Nie nadaje żadnego koloru ustom, a jedynie delikatny połysk.



Sztyft stanowi 4,9 g produktu, posiada okres przydatności 36 m-cy od otwarcia. Oczywiście zużywa się dużo szybciej w moim przypadku, gdyż noszę ją ze sobą wszędzie i używam bardzo często.
Zadanie tego kosmetyku jest oczywiste- nawilżanie i natłuszczanie ust. Moim zdaniem robi to świetnie i nawet, kiedy moje usta są spierzchnięte i suche radzi sobie genialnie. Od razu czuję ulgę, która trwa przez dłuższy czas po aplikacji.
Czego niestety nie mogę powiedzieć o Carmenie. Zużyłam 3 opakowania, bo chciałam dać mu szansę, ale nie byłam ostatecznie zadowolona. Niezwykle przeszkadzał mi efekt chłodzenia ust, poza tym natłuszczenie było zbyt słabe. Po chwili od nałożenia czułam, jakby moje usta było odrętwiałe. Generalnie nie jestem zadowolona z Carmexu, bo nie zdał u mnie egzaminu. Dlatego powróciłam do pomadki Bebe. Na chłodne i wietrzne dni nadaje się idealnie i chyba już nie zastąpię jej żadną inną.

7.12.11

Powrót i paczka z BU

Powrót i paczka z BU
Postanowiłam wreszcie, po prawie roku nieobecności na blogu trochę go odkurzyć i na nowo reaktywować :-)
Mam nadzieję, że uda mi się w miarę często zamieszczać nowe posty. A więc zaczynamy…

Na pierwszy ogień świeża sprawa, czyli paczka z Biochemii Urody. Otrzymałam ją dzisiaj po 2 tygodniach oczekiwania (to dla mnie zaskoczenie, bo ostatnim razem czekałam dokładnie 3 tygodnie od złożenia zamówienia).



Moje zamówienie obejmuje następujące specyfiki:

  • Olej tamanu ekologiczny,
  • Peeling enzymatyczny z bromelainą (3 opakowania, bo 2 z nich powędrują do świątecznych prezentów dla mamy i siostry),
  • Olejek myjący pomarańczowy (dla mamy),
  • Puder bambusowy,
  • Serum antyoksydacyjne z wit. C









Od jutra zaczynam testowanie i po jakimś czasie na pewno pojawi się recenzja tych produktów.

7.1.11

A może by się upiększyć...?

A może by się upiększyć...?
Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami opinią (bardzo subiektywną) na temat kremu do twarzy Nivea Visage Natural Beauty. Jest to krem nawilżający, który (jak obiecuje nam producent) ma upiększać naszą skórę.
Hmmm... niestety w moim przypadku owego upragnionego „upiększenia” nie zdołałam zauważyć- otoczenie również nic nie spostrzegło, więc śmiem twierdzić, że to ewidentna bujda na resorach, którą firma Nivea próbuje naciągnąć klienta. A któż by nie chciał stać się bardziej „beauty” za niecałe 33 zł?

 W moim przypadku kremik nie wyrównuje kolorytu skóry i co gorsza powoduje nie fajne (jak dla mnie) błyszczenie się skóry. Krem miał ładnie rozświetlać, lecz niestety w wyniku posiadania w składzie małych drobinek (chyba broookat???)  wywołuje tylko „tłusty błysk”. Konsystencja kremu? Standard, czyli niezbyt gęsty ani wodnisty. W końcu to nie lotion ani krem tłusty, tylko krem nawilżający. Co do nawilżania to, mimo iż jestem (nieszczęśliwą) posiadaczką cery tłustej uważam, że funkcją nawilżania jest słaba- delikatnie mówiąc. 

Krem wchłania się szybciutko i już po chwili mamy... suchą twarz pokrytą błyszczącymi drobinkami. Kolorek kremu w opakowaniu jest lekko żółtawy i o zgrozo na twarzy taki kolor pozostaje. Nooo i te drobinki :-(

Podsumowując: nie mam pojęcia dla kogo stworzone zostało to „upiększające cudeńko”, w każdym razie na pewno nie dla mnie, bo z całą pewnością nie zakupię kolejnego opakowania, a obecne staram się jak najszybciej wykorzystać, dlatego męczę ten krem codziennie. A została mi jeszcze ok. 1/3 słoiczka...
Copyright © 2016 Nasze Poddasze , Blogger