30.10.13

W końcu denko!

W końcu denko!
Ostatni projekt denko pokazywałam wieki temu… Jakoś wolno idzie mi zużywanie wszystkich zapasów, a ciągle kusi coś nowego…
Udało mi się jednak uzbierać kilka pustych opakowań :-)

Coś do włosów:




    1. Balea Odżywka bez spłukiwania mango & aloes dla włosów suchych i zniszczonych
Rewelacyjny kosmetyk, dzięki któremu udaje mi się w dużym stopniu zniwelować puszenie się moich niesfornych kłaków. Odżywka ma lekką konsystencję, nie obciąża włosów, świetnie je wygładza i ułatwia rozczesywanie. Do tego pięknie pachnie! Przy następnej wizycie w DM kupię kolejną butelkę.
Szersza recenzja TUTAJ

2Alverde Szampon do włosów suchych i zniszczonych z olejkami: arganowym i ze słodkich migdałów
Zapach był okropnie chemiczny i nieprzyjemny, ale szampon dobrze się spisał na moich włosach. Dobrze oczyszczał, nie plątał włosów i nie przesuszał ich. 

3. Alverde Odżywka do włosów suchych i zniszczonych z olejkami: arganowym i ze słodkich migdałów
W duecie z szamponem sprawdziła się świetnie. Włosy były dobrze nawilżone, wygładzone i niesamowicie miękkie po jej użyciu. Pomijam tylko ten wstrętny zapach…
Recenzja TU

Coś do ciała:



4Żel pod prysznic Glücks Rausch od Balei
Uwielbiałam ten zapach- energetyczny i pobudzający. Żel bardzo dobrze się pienił, ale nie wysuszał mojej skóry. Na pewno wrzucę do koszyka kolejne opakowanie :-)

5Balsam do ciała Brazylijskie mango od Balei
A raczej lotion, pochodzący z letniej edycji limitowanej. Fajnie się sprawdził na ciepłe dni, kiedy pasowała mi jego lekka konsystencja. Poza tym pięknie pachniał. Aktualnie potrzebuję mocniejszego nawilżenia i cieszę się, że nie będzie  zalegał w łazience.
Recenzja TU

6. Balea żel pod prysznic o zapachu marakuji
     Żel pochodził z edycji limitowanej i doskonale sprawdził się w letnich miesiącach.            Piękny błękitny kolor przywoływał beztroski czas wakacji, do tego zapach również          bardzo mi przypasował. Nie mam mu nic do zarzucenia ;-)

Coś do twarzy:







7Puder bambusowy Biochemia Urody
Mój dotychczasowy ulubieniec. Bardzo dobrze matuje, nie ciemnieje na twarzy, ma naturalny skład i kosztuje niewiele! Polecam
Recenzja TUTAJ

8Krem do skóry tłustej Effaclar K La Roche Posay
W ubiegłą zimę borykałam się z zanieczyszczoną skórą, która dodatkowo mocno zaczęła się przetłuszczać. Postawiłam na Effaclar K i się nie zawiodłam. Pierwszą recenzję możecie przeczytać TU. Ostateczna ocena tego kremu jest bardzo dobra. Używałam go z przerwami i w okresie letnim dałam sobie z nim spokój. W październiku do niego wróciłam i odkryłam na nowo jego zbawienny wpływ na moją skórę. Zaczerwienienia zniknęły, zaskórniki w dużym stopniu są zniwelowane. Skóra stała się gładka i nie produkuje tak dużej ilości sebum. Nie przeżyłam żadnego wysypu, ani pogorszenia stanu skóry. Krem też nigdy mnie nie podrażnił.
Natura poszukiwacza jednak sprawiła, że w mojej łazience wylądował na jego miejscu Effaclar Duo ;-)

    9. Tusz do rzęs Eveline Volume Celebrities

Byłam z niego bardzo zadowolona- pięknie wydłużał i rozczesywał rzęsy. Do tego był bardzo wydajny i nie osypywał się.
RECENZJA




27.10.13

Essie "Wicked"

Essie "Wicked"
Od wiosny (i promocji w Hebe) lubuję się w lakierach Essie, które urzekły mnie od pierwszego użycia.
W czasie wiosennych zakupów zaopatrzyłam się w letnie i kolorowe odcienie. Teraz przyszedł czas na coś ciemniejszego, idealnego na jesienne dni.
Niestety nie uraczyłam żadnej zachęcającej promocji na owe lakiery, więc zmuszona byłam kupić coś w regularnej cenie.



Wybór padł na lakier w kolorze Wicked. To ciemny odcień, który w sztucznym świetle wygląda na czarny, a w dziennym na kolor ciemnej czekolady. W pełnym słońcu w lakierze przebijają barwy czerwonego wina.


wiem, skórki wołają o pomstę do nieba...
Jestem zachwycona tym kolorem, tym bardziej, że lubię nosić ciemne paznokcie i trochę się już stęskniłam za nimi.

Lubicie ciemne kolory na pazurach, czy wolicie delikatniejsze odcienie?



23.10.13

O pędzlu do różu idealnym!

O pędzlu do różu idealnym!
Pisałam Wam niedawno, że poszukuję idealnego pędzla do różu, gdyż kupiony do tego celu pędzel Ecotools leży sobie nieużywany (na szczęście, bo jest dla mnie zbyt zbity i miękki, przez co robi potworne plamy). Do tej pory musiałam się więc posiłkować moim starym, zdezelowanym pędzlem z bezimiennego zastawu, który kupiłam będąc jeszcze na studiach.

Kilka miesięcy temu zamówiłam na ebay podróby pędzli Real Techniques, wśród których znalazł się pędzel typu skunks…
Na początku nie byłam nim zachwycona, bo do podkładu się raczej nie nadaje. Jest zbyt rzadki i miękki. Ostatnio postanowiłam mu dać szansę i spróbować nim nałożyć zwykły prasowany róż.




Pędzel sprawdził się do tego celu idealnie! Na włosie nabiera się stosunkowo niewiele produktu i nie ma możliwości zrobienia plam na kościach policzkowych.




Do tego róż pięknie się rozciera i powstaje delikatna mgiełka koloru, bez wyraźnie zaznaczonej granicy koloru. Po prostu jestem nim zachwycona!
Dodam jeszcze, że do kremowego różu pędzel również sprawdził się wyśmienicie, więc polecam Wam serdecznie!







19.10.13

Brazylijskie mango od Balea

Brazylijskie mango od Balea
Jedną z kosmetyczno-pielęgnacyjnych czynności za którą nie przepadam jest balsamowanie ciała. Staram się to robić w miarę często, bo wiem, że to jednak dość istotna sprawa, ale kiedy już chwytam za balsam to raczej z niechęcią.
Zupełnie inaczej było z balsamem od Balei z czarną porzeczką, o którym pisałam TUTAJ.


Znalazłam również fajny produkt, którego przyjemnie używało mi się latem. To również balsam Balei, a raczej lotion z limitowanej edycji o zapachu brazylijskiego mango.



Produkt miał lekką, nieco wodnistą konsystencję i wchłaniał się błyskawicznie. Przy okazji pozostawiał na skórze delikatny zapach soczystego mango.

Właściwości nawilżające były dość słabe, ale latem wystarczały mojej skórze. Najważniejsze, że na skórze nie zostawał tłusty film i nic nie kleiło się do ubrań.



Z przyjemnością zużyłam do końca cały lotion, a teraz muszę się zaopatrzyć w coś bardziej treściwego na chłodne dni.



16.10.13

Woda zdrowia ci doda! Uriage Eau Thermale...

Woda zdrowia ci doda! Uriage Eau Thermale...
Wodę termalną mogę śmiało zaliczyć do ostatnich kosmetycznych odkryć. Zawsze wzbraniałam się przed jej zakupem twierdząc, że to strata kasy i taka woda niewiele może zdziałać. Ależ się myliłam…


Po raz pierwszy wodę termalną Uriage kupiłam na promocji w Super Pharm podczas lipcowych upałów. Miałam w planie używać jej do schładzania się w tym gorącym czasie, ale postanowiłam wypróbować ją również po demakijażu wieczornym na czystą skórę. Już po pierwszym użyciu mogłam stwierdzić, że faktycznie to świetny produkt.


Po psiknięciu na (w moim przypadku zawsze) zaczerwienioną twarz po demakijażu skóra bardzo szybko się uspokoiła i zaczerwienienia złagodniały. Zaczęłam więc ją regularnie używać zamiast toniku.
Rozpylacz daje idealną, delikatną i równomierną mgiełkę, woda jest bezzapachowa i ma lekko słonawy smak.
Lubię uczucie po spryskaniu, kiedy skóra jest ochłodzona i ukojona- nawet teraz w chłodne dni.


Woda termalna Uriage, o której od długiego już czasu jest głośno w internecie jest izotoniczna, więc nie wymaga osuszania po jej użyciu. Dodatkowo nie wysusza mojej skóry i jest bardzo wydajna.
Cena promocyjna w Super Pharm (ok. 15 zł za 150 ml) również jest całkiem korzystna i w ten sposób opłaca się zamiana toniku na wodę termalną.
Zdecydowanie polubiłam ten kosmetyk i już zaopatrzyłam się w kolejną butelkę.


Jestem ciekawa Waszego zdania na temat tego typu specyfików:-) Jeśli polecacie inną wodę dajcie znać w komentarzach :-)




13.10.13

Szczęście & Szał w łazience!

Szczęście & Szał w łazience!
Może już zdążyłyście się przyzwyczaić do tego, że często kupuję żele pod prysznic o cytrusowych nutach, bo lubię je najbardziej. Od ostatniego roku non stop króluje u mnie Balea. Tym razem skrobnę o jednym z moich wannowo-prysznicowych ulubieńców.



Żel pod prysznic Balea Gluck & Rausch czekał dość długo na swoją kolej, ale kiedy w końcu po niego sięgnęłam nie mogłam przestać się zachwycać.



Żel pochodzi ze standardowej linii Balei, opakowanie jest tradycyjne i zwyczajne, choć cieszy oko i jest mocno energetyczne, a w środku kryje się istny wulkan pomarańczowych aromatów!



Podczas mycia w łazience unosi się przecudowny zapach prawdziwych pomarańczy, lekko gorzkich, z małą nutką grejpfruta. Echh żałujcie, że nie możecie teraz poczuć tego zapachu… To faktycznie zgodne z nazwą Szczęście & Szał :-)
Żel ma dość gęstą konsystencję, jest przejrzysty, pomarańczowo-czerwonawy. Pieni się rewelacyjnie, ale do tego Balea mnie już przyzwyczaiła.



Skład nie jest oczywiście wybitnie naturalny, ale nie przeszkadza mi to ani trochę.

Wydajność produktu jest całkiem przyzwoita, chociaż zapach może Wam się tak bardzo spodobać, że będziecie chciały używać go non stop- wtedy radzę zaopatrzyć się w hurtową ilość tego żelu ;-)
Ja niestety już zdenkowałam moją butelkę, ale wkrótce na pewno zrobię zapasy :-)


Lubicie pomarańczowe aromaty w kąpieli, czy tylko ja jestem takim „frikiem”?






10.10.13

Puder Synergen- mój nowy "eks"...

Puder Synergen- mój nowy "eks"...
Całkiem niedawno pisałam o moim pudrowym ulubieńcu, czyli pudrze bambusowym z Biochemii Urody. Dzisiaj napiszę co nieco o moim „eks-ulubieńcu” w tej kategorii.


Niestety pozwolę sobie obsmarować kultowy puder Synergen… Wiem, wiem, lubicie go pewnie i teraz się dziwicie jak można mieć mu cokolwiek za złe.
Na początku usprawiedliwię się troszkę tym, że kiedyś go naprawdę lubiłam i używałam codziennie. Niestety od jakiegoś roku moja skóra uwielbia się przetłuszczać i puder Synergen przestał z nią współpracować.

Cena jest bardzo zachęcająca, dostępność również (o ile akurat wszystkie nie są wykupione). Producent nazywa puder antybakteryjnym, czego ani nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam.


Zawsze wybierałam odcień nr 03, bo wbrew pozorom jest on najjaśniejszy (spośród 3 dostępnych kolorów). Niestety jesienią i zimą nawet ten odcień wydaje się być dla mnie zbyt ciemny.

Puder kiedyś spisywał się całkiem poprawnie- dobrze matowił i nie tworzył maski na skórze. Dzisiaj to istna katastrofa! Po nałożeniu na twarz mat utrzymuje się u mnie bardzo krótko i makijaż szybko wymaga poprawek, bo twarz świeci się jak kula dyskotekowa. Jednak wybaczyłabym mu tą wadę, gdyby nie fakt, że strasznie ciemnieje na twarzy!
Niestety po kilku godzinach od nałożenia puder strasznie się utlenia (z pewnością przyczynia się również do tego spora ilość sebum na mojej skórze). Tak czy siak efekt pomarańczowej twarzy jest przerażający…


Dziwi mnie fakt, że wcześniej nie miałam z nim takich problemów. Podejrzewam, że formuła mogła zostać zmieniona i obecny skład kosmetyku nie spełnia moich oczekiwań. No chyba, że moja cera kompletnie sfiksowała i postanowiła nie rozstawać się z pudrem bambusowym.

Wielka szkoda, bo u wielu użytkowniczek puder sprawdza się fenomenalnie, a u mnie klapa. Buuuu! Ostatnie zachomikowane opakowanie zużywam w ogromnych męczarniach i wiem, że kolejnego na pewno nie kupię.

Dajcie czy używałyście pudru Synergen i jakie macie opinie na jego temat.



7.10.13

Mój codzienny makijaż...

Mój codzienny makijaż...
Ostatnio codziennie męczę ten sam makijaż. Dla wielu wyda się on nudny i niespecjalny, ale ja rewelacyjnie czuję się teraz w takich nudziakowych, jesiennych kolorach :-)





Makijaż jest banalnie prosty i szybki- to właśnie na tym mi zależy, kiedy wykonuję go codziennie o 5.30...

1. na całą powiekę nałożyłam cielisty matowy cień Inglot nr 353, a na to jeszcze odrobinę cienia MAC Ricepaper
2. w wewnętrznym kąciku rozświetlający MAC Shroom
3. na zewnętrzny kącik i w załamanie nałożyłam matowy brąz Inglot nr 378
4. od połowy powieki pociągnęłam czarną kreskę i roztarłam ją dość mocno tym samym brązem nr 378
5. dolną powiekę podkreśliłam również matowym cieniem Inglot nr 378
6. rzęsy wytuszowałam maskarą Eveline Volume Celebrities




Jesienią i zimą przestawiam się na mocniej podkreślone oczy- to już chyba moja tradycja ;-)



4.10.13

Marchewka na ustach!

Marchewka na ustach!
Lubicie marchewkę? Ja nie za bardzo... ale marchewka na ustach to co innego!
Od dłuższego czasu poszukiwałam idealnej pomadki w pomarańczowym, soczystym odcieniu. Zazwyczaj trafiałam na szminki w ceglastych, bądź czerwono-pomarańczowych kolorach, które na moich ciemnych ustach wyglądały zupełnie nie tak, jakbym tego oczekiwała.
W końcu trafiłam na pomadkę w kolorze idealnym!


Chodzi tutaj o szminkę od Barry M w kolorze nr 54. To piękny, wyrazisty pomarańcz bez domieszek jakichkolwiek innych barw. Istna marchewka!



Pomadkę kupiłam w sklepie internetowym w ciemno, ale jak widać wybór okazał się strzałem w dziesiątkę :-)


Opakowanie jest zwyczajne i standardowe, wykonane z matowego plastiku i moim zdaniem malutkie.


Szminka ma niestety dość suchą fakturę i może podkreślać suche skórki, ale kolor rekompensuje mi te niedogodności.
Pigmentacja jest genialna i na moich ustach kolor wygląda identycznie jak w opakowaniu. Odcień jest typowo matowy, bez żadnych drobinek czy błysku.




Szminka nie utrzymuje się zbyt długo na ustach i co jakiś czas oczywiście wymaga poprawek.
Latem używałam jej często i sprawdziła się rewelacyjnie, dodając energetycznego koloru do każdego makijażu i stroju.



Copyright © 2016 Nasze Poddasze , Blogger