24.6.12

Sephora- Instant Moisturizer

Sephora- Instant Moisturizer

Nadeszła wreszcie pora na recenzję lekkiego kremu nawilżającego z Sephory. Używałam go regularnie 2 razy dziennie od kwietnia.



Tubka o poj. 30 ml wystarczyła mi na jakieś 1,5 m-ca stosowania.
Koszt: za 2 opakowania w promocji zapłaciłam 30 zł (normalnie tyle kosztuje 1 tubka).
Krem jest leciutki i delikatny, świetnie się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Jego dużym plusem jest brak zapychania. Kiedy go używałam nie miałam problemów z zaskórnikami, wypryskami i krostkami. Krem nie powodował też u mnie przetłuszczania skóry.
Twarz po jego użyciu była gładka i miękka.
Zapach produktu jest delikatny i nie przeszkadzał mi w żaden sposób.
Niestety osoby o suchej i odwodnionej cerze nie będą zadowolone z efektu nawilżenia, bo z pewnością będzie on zbyt słaby. Czasami też miałam uczucie suchości i ściągnięcia skóry po jego użyciu, mimo iż moja skóra do suchych nie należy.
Uważam, że szczególnie latem produkt jest godny uwagi (choć szkoda, że nie ma filtrów UV), zaś zimą i jesienią nawilżenie będzie za słabe.
Co do wydajności produktu mam mieszane uczucia. Niby używałam go sporo, bo moja skóra wchłaniała go w dużych ilościach, ale opakowanie 30 ml starczyło mi na ok. półtorej miesiąca.
Sumując: krem jest w porządku, ale nie robi szału i myślę, że raczej nie kupię go ponownie. No chyba, że w promocji ;-D

Pozdrowienia
Yzma

20.6.12

Samoopalacz Sun Ozon by Rossmann

Samoopalacz Sun Ozon by Rossmann
Na początku biję się w piersi i przepraszam za tak długą nieobecność. Niestety sporo się teraz u mnie działo i to raczej niedobrego, dlatego nie miałam ani czasu, a tak szczerze to ani ochoty na to, by coś dla Was naskrobać.
Ale już jestem :-)

Jako, że lato mamy w pełni, a niektórzy zamiast smażyć się na słońcu wolą sztuczną opaleniznę to napiszę co nieco o samoopalaczu do ciała w sprayu rossmannowej marki Sun Ozon.



Samoopalacz ten przykuł moją uwagę jakiś czas temu, kiedy w promocji można go było nabyć za jakieś 8 zł. Postanowiłam spróbować, bo opalenie moich nóg graniczy z cudem, więc muszę się raz na jakiś czas wesprzeć opalenizną z butelki.
Produkt ten ma pojemność 150 ml. Butelka przypomina dezodorant i  jak sama nazwa wskazuje posiada wygodny atomizer, który całkiem fajnie rozpryskuje produkt w postaci delikatnej mgiełki.
Wow! Taka była moja reakcja po pierwszym użyciu. Nie brudzi rąk, bo nie trzeba go rozsmarowywać. Wystarczy zastosować się do instrukcji użycia na opakowaniu i rozpylać go równomiernie z odległości ok. 30 cm. To dla mnie duży plus i wygoda. Prawie jak opalanie natryskowe :-)
Produkt ten użyty w rozsądnej ilości (czyt. nie za dużo) szybko się wchłania i nie spływa z ciała. Jest bezbarwny, o dość intensywnym zapachu przypominającym mi jakieś kwiatki. Uwaga: początkowo nie śmierdzi jak standardowy samoopalacz, ale po czasie podobno pojawia się ten smrodek. Ja tego nie odczuwam, gdyż jak napisałam wcześniej używam go tylko na nogi i to wieczorem.
Ogólnie rzecz biorąc jestem nim zachwycona, bo opalenizna jest subtelna i niezbyt mocna na początku. Po jakiś 3 użyciach widać już duży efekt. Co ważne- przy umiejętnym użyciu spray nie robi żadnych plam, kolor jest złocisto-brązowy, pojawia się i schodzi równomiernie.
Jedynym minusem jest jego wydajność, która pozostawia wiele do życzenia. Taka butelka starcza na ok. 10-12 razy, by spryskać całe nogi, a przy użyciu na całe ciało słyszałam, że może to być tylko 5-6 razy. Z drugiej jednak strony takiego kosmetyku codziennie nie używamy i nawet gdyby zeszły nam 2 butelki w ciągu miesiąca to i tak cena jest zachęcająca.

Dużymi krokami zbliża się mój urlop i mam nadzieję, że wrócę z niego z piękną opalenizną, więc samoopalacz pójdzie w odstawkę, ale jestem pewna, że jeszcze do niego wrócę.

Buziaki
Yzma

2.6.12

Poszukiwany, poszukiwana...

Poszukiwany, poszukiwana...

Od pewnego czasu moje myśli są skierowane na tegoroczny urlop ( i to jest całkiem przyjemne). Postanowiłam tym razem, że zabiorę tylko „niezbędnik kosmetyczny”, a nie jak zeszłego lata pełny arsenał wszelkiego rodzaju produktów, które potem i tak stały nieużywane i zajmowały tylko cenne miejsce i kilogramy w walizce ;-)
Stwierdziłam, że warto się zaopatrzyć w mniejsze pojemniki na potrzebne kosmetyki i zabrać dokładnie tyle, ile jestem w stanie zużyć w czasie urlopu.
Na zestaw plastikowych pojemników natknęłam się pierwszy raz w Sephorze, ale cena (o ile się nie mylę) wynosiła jakieś 39 zł. Szok!
Po krótkich poszukiwaniach odkryłam, że takie buteleczki o pojemności 100 ml można dostać w Rossmannie za 1,99 zł.
I tu kolejny szok! Wszystko wymiecione i to w każdym Rossmannie, który udało mi się odwiedzić. Po obecności tych buteleczek została tylko cena i puste miejsce na półce.
Za każdym razem będąc na jakichkolwiek zakupach moje kroki kierowałam w stronę Rossmanna, co by upolować tak rozchwytywane pojemniczki. Kilkakrotnie odchodziłam z kwitkiem, aż w końcu pewnego pięknego dnia udało mi się dorwać 2 ostatnie sztuki! 1 butelkę z dozownikiem, a drugą zakręcaną.



 Niestety potrzebne mi są jeszcze 2 butelki z nakrętką, więc kontynuuję poszukiwania:-(
Mam nadzieję, że zdążę je kupić do wyjazdu ;-)


Pozdrawiam
Yzma

2.6.12

Takie tam...


Dzisiaj wpis niekosmetyczny, z gatunku tych „melancholijnych”.
Wiosna to czas nowych wyzwań, planów i zadań.
Nie ma szans na plany i marzenia, kiedy człowiek znajduje się w stanie zawieszenia, jak w nieważkości, nie wiedząc co stanie się jutro. Po co więc zaprzątać sobie głowę tym, co będzie (co chciałoby się żeby było) za 5 czy 10 lat?
Jedyny pewnik to fakt, że człowiek robi się coraz starszy, a z wiekiem oprócz doświadczenia przychodzi również pewna mądrość życiowa.
Coraz ciężej jest podjąć spontaniczną decyzję, nawet tą błahą, a co dopiero głowić się nad sprawami „ciężkiego kalibru”. W końcu życie składa się z takich błahostek i gdzieś ostatnio przeczytałam mądre zdanie, że „na błahostkach buduje się zaufanie…”.
Dzisiaj na zaufanie trzeba mocno pracować i każda nawet najdrobniejsza błahostka może je skreślić. A co jeśli zostało ono już skreślone? Czy warto czekać na lepsze dni mimo wszystko?
Ciężko podjąć decyzję czy zrobić krok w przód, czy może cofać się w tył.
Marazm jednak nie prowadzi do niczego, nie przynosi żadnego rozwiązania.
Priorytetem w dzisiejszym świecie jest szeroko pojęte szczęście, które każdy człowiek potrafi sprecyzować według własnej miary. Każdy wie, czego potrzebuje i co się składa na jego szczęście. Szkoda, że nie ma recepty na jego osiągnięcie. Jedni są szczęśliwi całe życie, inni dążą do niego nieustannie, a i tak nigdy go nie zaznają.

Będąc młodym wiele rzeczy się nam wydaje, z czasem okazuje się, że nic nie jest takie proste i oczywiste jak kiedyś. Smutne jest to, że po czasie niektóre posunięcia, które jeszcze niedawno były dla nas istotne i ważne dzisiaj okazują się być błędem. Są tragiczną pomyłką, której można żałować do końca życia.
Naiwność to cecha młodości, która potrafi zrujnować wszystko, o czym kiedyś miało odwagę się marzyć.
Do takiego wniosku dochodzi się zawsze po fakcie, wtedy człowiek uzmysławia sobie błędy, które popełnił. Zaczyna dostrzegać, że znikają wszelkie pozytywy, które są zastępowane przez męczarnie, smutek i samotność. Dociera do nas, że ludzie żyją obok siebie, a nie ze sobą. Nie rozmawiają ze sobą wcale i tak naprawdę każdy prowadzi swoje własne życie.
Bez celu, bez planów, bez ambicji.
Pojawia się rozczarowanie, wszystko gaśnie. Zadajemy sobie wtedy pytania czy warto walczyć i tracić czas, bo jeśli jest źle już teraz, to niestety i tak lepiej już nie będzie.
W ten sposób powstaje sytuacja bez wyjścia, a raczej z jednym wyjściem- tym ostatecznym, czyli przekreśleniem dotychczasowego życia, zamknięciem rozdziału, który miał być piękną opowieścią o miłości i szczęściu, a stał się smutnym dramatem.

Jedyny pozytyw z takiej sytuacji to nauka na całe pozostałe życie i ogromny bagaż doświadczenia, który można wykorzystać w przyszłości i uniknąć powtarzania starych błędów. Wtedy jest szansa na zbudowanie szczęścia własnego i innych, jest szansa, że znów zaświeci słońce- tylko dla nas.
A koniec tak naprawdę okaże się początkiem…


Yzma

1.6.12

Mały zakup

Mały zakup
Przygotowując się powoli do wakacji postanowiłam zaopatrzyć się w filtr ochronny do twarzy. Wstyd się przyznać, ale na co dzień nie używam kremów z filtrami, a raczej do tej pory nie używałam. Postaram się to zmienić. 
Poza tym bałam się zapychania, bielenia twarzy i błyszczenia. 
Mam nadzieję, że wreszcie znalazłam to, czego szukałam tak długo. Zdecydowałam się na kupno Kremu Ochronnego Do Twarzy SPF 30 od firmy Soraya. 



Wiem, że jest on szeroko dostępny i niedrogi. Ja złowiłam go w hipermarkecie Auchan za 11,99 zł.





Na różnych portalach pojawia się sporo dobrych recenzji na jego temat, więc skusiłam się.
Na razie nie testowałam go na twarzy. Mogę tylko stwierdzić, że ma on lekką konsystencję, pięknie pachnie, a po wypróbowaniu na dłoni wchłonął się całkowicie i nie pozostawił białej, tłustej warstwy. To mi się podoba!
Szersza recenzja produktu pojawi się za jakiś czas, po przetestowaniu go na wakacjach w ostrym (mam nadzieję) słońcu.
Dajcie znać jakie są Wasze ulubione filtry do twarzy.


Pozdrawiam
Yzma
Copyright © 2016 Nasze Poddasze , Blogger