31.3.14

Marcowe zakupy

Marcowe zakupy
Marzec już powoli za nami, więc czas na mój comiesięczny post z zakupami (heh, nie czuję jak rymuję). 
Zdobycze zdominowane przez jedną markę- Yves Rocher, która skusiła mnie świetnymi promocjami. Na początku marca złożyłam zamówienie z kodem -50% ( o tamtych zakupach więcej możecie przeczytać TU)...



... a potem jeszcze wykorzystałam kod KROK1 i za produkty o wartości ponad 250 zł zapłaciłam 65 zł, więc to też był niezły interes.
Kupiłam:
- żel pod prysznic z aloesem,
- żel pod prysznic cytrynowy,
- odżywkę odbudowującą,
- korektor wygładzająco-rozświetlający,
- w prezencie otrzymałam tusz do rzęs Volume Vertige i krem Elixir 7.9


Na koniec drobny zakup z promocji w Sephorze -40%. Skusiłam się na dwie wodoodporne kredki do oczu w kolorach  23 Summer Cruise i 15 Flirting Game.



I to już wszystko! Całkiem dobrze mi poszło w tym miesiącu ;-)


29.3.14

Denko z lutego i marca

Denko z lutego i marca
Przyszła pora na denko z lutego i marca, więc oto co zużyłam w ostatnim czasie:





- żel pod prysznic Biały Jeleń Kalina i Melisa
Bardzo przypadł mi do gustu, głównie ze względu na zapach, trochę męski i bardzo świeży. Mimo tego, że nie był zbyt wydajny polubiłam go
- żel pod prysznic Soraya So Fresh o bardzo nieciekawym zapachu Lemon Twist
Tak naprawdę zużył go mój mąż, bo ja nie byłam w stanie znieść tych aromatów... RECENZJA
- płyn do kąpieli Original Source Mango&Macadamia
 Świetny zapach, przyzwoita piana, nie przesuszał skóry, ale nie był zbyt wydajny.
- mleczko ujędrniające do biustu Yves Rocher
Dostałam je w gratisie do zakupów i zużywałam przez prawie rok... Generalnie nie wiem co napisać. Mam mały biust, który nie wymaga liftingu i ujędrnienia. Miałam, zużyłam i cieszę się, że już wyrzucam to opakowanie



- szampon Babydream
Łagodny i delikatny szampon, który sprawdził się zarówno na moich włosach, jak i do mycia pędzli
- szampon arganowy Eveline
Mało wydajny, miał dziwną konsystencję i słabo się pienił, ale włosy nie były po nim takie najgorsze
- maska BC Cosmetics 4 Senso Vitamin Push-Up
Miała rewelacyjny zapach, który długo utrzymywał się na włosach. Konsystencja i działanie bardzo mi odpowiadały. Więcej TU
- maska nadająca blask Balea Figa i Perła
Średnio się sprawdziła i niezbyt ją polubiłam. Odżywka z tej serii była znacznie lepsza. Recenzja TU



- Bioderma Sensibio
Kolejna butla najlepszego micela ever. Nadal szukam jej zamiennika, ale póki co to mój nr 1
- żel do mycia twarzy Vichy Normaderm
Używałam go regularnie przez ponad 2 lata i byłam zadowolona, ale teraz postanowiłam przerzucić się na bardziej delikatne i naturalne produkty do mycia twarzy
- serum pod oczy anti-age z serii Receptury Babuszki Agafii
Ciężko było zużyć 50 ml produkt pod oczy... Serum dość dobrze sprawdziło się na dzień, ale na noc było zbyt słabe. Więcej TUTAJ



- tusz do rzęs Maybelline Colossal Volume Smoky Eyes
Dobrze się sprawdził na moich krótkich rzęsach, pogrubiał je i ładnie podkręcał, choć rewelacji nie było. Może kupię następne opakowanie. Więcej TU
- kamuflaż Alverde
Bardzo go polubiłam. Miał dobry kolor, ładnie wtapiał się w skórę pod oczami i nie wysuszał jej. Wydajność również była bardzo dobra. Recenzja TU

Nie jest tego jakoś bardzo wiele, ale i tak jestem z siebie dumna ;-)



26.3.14

Colyfine Kolagen Green Tea

Colyfine Kolagen Green Tea
Dzisiaj o jednym z moich ostatnich ulubieńców, czyli o kolagenie marki Colyfine.
Kolagen Green Tea jest rybim kolagenem stworzonym na naparze z zielonej herbaty, nadaje się do skóry problematycznej i wrażliwej.
Po jego zastosowaniu cera ma się stać nawilżona, a zmiany trądzikowe i podrażnienia mają zostać złagodzone.




Początkowo sceptycznie podchodziłam do tego specyfiku, bo w końcu na studiach dowiedziałam się, że kolagen nie ma szans wniknąć przez skórę i działa na niej tylko powierzchniowo. Dlatego też wszystkie kosmetyki szumnie nazywane kolagenowymi odstawiłam w kąt.
Pojawiła się możliwość przetestowania innowacyjnego kolagenu rybiego, który podobno ma działać na innej zasadzie niż kolagen wieprzowy, będący wpychany do kosmetyków. Poczułam się mocno zaintrygowana i spróbowałam.


Kolagen Green Tea marki Colyfine znajduje się w eleganckim opakowaniu z matowego szkła, posiada pompkę, która się nie zacina i dozuje odpowiednią ilość kosmetyku.


Sam kolagen ma białawy kolor i żelową konsystencję. Lekko czuć w nim rybi zapach, ale ten bardzo szybko znika. Bezproblemowo nakłada się go na twarz. Należy jednak pamiętać, żeby aplikować go na zwilżoną skórę i wklepywać aż do całkowitego wchłonięcia.
Kolejną istotną sprawą jest całkowite unikanie kosmetyków m.in. z alkoholem, cynkiem czy witaminą c bezpośrednio przed albo po nałożeniu kolagenu, gdyż w/w składniki mają na niego niekorzystny wpływ. Dlatego odradzam zwilżanie skóry twarzy wodą termalną na czas stosowania kolagenu.



Jeśli chodzi o efekty to jestem z nich bardzo zadowolona. Skóra stała się wygładzona, ukojona, zaczerwieniania wyciszone. Kolagen ma również działanie napinające, co bardzo fajnie sprawdza się zwłaszcza przed nałożeniem makijażu. Pory są jakby mniej widoczne i cera wygląda na zdrowszą.
Jak już napisałam kosmetyk lubi ściągać twarz, dlatego można bez problemu nałożyć na niego krem nawilżający.

Powoli kończę moje opakowanie i śmiało mogę stwierdzić, że to bardzo porządny kosmetyk, który świetnie się sprawdza na mojej cerze. Absolutnie nie powoduje zapychania i wysypu, bo skład jest rewelacyjny i po prostu nie ma w nim żadnych komedogennych ingrediencji.

Skład:


Jeśli jednak pojawiłyby się jakieś wykwity po zastosowaniu kolagenu to musicie pamiętać, że to nie zapychanie, ale oczyszczanie skóry, które pobudza właśnie kolagen.

Ja nie miałam z nim żadnych problemów i jestem bardzo zadowolona z tego jak kosmetyk radzi sobie na mojej skórze. Planuję go używać regularnie przez dłuższy czas tak, by miał większą szansę działania w głębi skóry i pobudzania fibroblastów do produkcji mojego naturalnego kolagenu. Należy go używać 2 razy dziennie i tak też czynię. Mam nadzieję, że na dłuższą metę się również nie zawiodę!



24.3.14

Srebro i czerń na wieczór // NAKED 2

Srebro i czerń na wieczór // NAKED 2
Dawno już nie było żadnego makijażu, więc dzisiaj szybciutko wrzucam zdjęcia prostego i nieskomplikowanego połączenia dwóch cieni: srebrnego i czarnego. Moje pochodzą z paletki Urban Decay Naked 2, są to cienie Verve i Blackout.




Makijaż ten wykorzystałam na wieczorną imprezę, więc mogłam również zaszaleć ze sztucznymi rzęsami. Pozostałe kosmetyki jakie użyłam:
- krem BB Skin79 Super+ Beblesh Balm
- kamuflaż Alverde i Kryolan
- puder bambusowy Biochemia Urody
- rozświetlacz Bell Lady Code
- róż Frat Boy theBalm
- bronzer Bahama Mama theBalm
- tusz Maybelline Colossal Volume Smoky Eyes
- pomadka Maybelline Color Whisper nr 120 + błyszczyk Essence Stay With Me nr 02



Lubicie takie klasyczne połączenia, czy wolicie zaszaleć z kolorami?


22.3.14

Rozdanie wiosenne!!!

Rozdanie wiosenne!!!
W związku z tym, że zawitała do nas wiosna postanowiłam zorganizować na moim blogu rozdanie dla Was!
Rozdanie rozpoczyna się z chwilą publikacji niniejszego posta (22.03.2014 r.) i trwa 4 tygodnie (do 19.04.2014 r. do godz. 23:59).
Wynik rozdania, w którym cały zestaw kosmetyków wygra 1 wylosowana przeze mnie osoba zostanie ogłoszony około 25.04.2014 r. 



Co możesz wygrać?

Wszystkie kosmetyki są nowe i nieużywane, kupione przeze mnie.

w skład całego zestawu wchodzą:

- paletka cieni MUA Heaven And Earth
- rozświetlacz theBalm Mary Lou Manizer
- top coat Seche Vite
- lakier do paznokci Essie Head Mistress
- duo bronzer + róż Flormar P116


Jak wziąć udział w rozdaniu?

  1. Musisz być publicznym Obserwatorem mojego bloga
  2. Zgłoszenie do rozdania napisz w komentarzu pod tym postem:
wzór zgłoszenia:
Obserwuję jako:
E-mail:


Dodatkowo:
  1. Jeśli prowadzisz własnego bloga udostępnij na nim informację o moim rozdaniu (banner lub notka).
  2. Możesz polubić mój profil na FB KLIK
Pozostałe informacje:
  1. Organizatorem konkursu i sponsorem nagród jestem ja, czyli yzma87
  2. Zwycięzca zostanie wyłoniony na drodze losowania, spośród wszystkich biorących udział w rozdaniu.
  3. Wynik rozdania zostanie podany w osobnym poście 
  4. Od momentu publikacji wyniku czekam na maila z danymi Zwycięzcy przez 2 dni, w przypadku nie zgłoszenia się wylosowanej osoby do 21.04.2014 r. do godz 23:59 będę losować ponownie nowego Zwycięzcę rozdania.
  5. Jeśli nie jesteś osobą pełnoletnią poinformuj rodziców o uczestnictwie w moim rozdaniu.
  6. Przesyłka z nagrodą zostanie nadania pocztą
UWAGA!
Osoby, które zasubskrybują mojego bloga wyłącznie na czas trwania rozdania znajdą się na mojej „czarnej liście” i zostaną wyłączone z ewentualnego uczestnictwa w następnych rozdaniach i konkursach na moim blogu.

Zapraszam serdecznie do wzięcia udziału!


20.3.14

Masło shea pod oczy

Masło shea pod oczy
Od jakiś 2 lat staram się szczególnie dbać o okolicę oczu, bo wiem jak cieniutka i słaba skóra znajduje się w tych miejscach. Niestety nie trafiłam jeszcze na ten idealny produkt do dziennej pielęgnacji skóry pod oczami i cały czas męczę tubkę serum Babuszki Agafii. Natomiast na noc uwielbiam nakładać pod oczy bardzo treściwe i tłuste kosmetyki, bo wtedy rano efekt jest najlepszy.

Moim ulubieńcem w tej dziedzinie stało się masło SHEA, które doskonale radzi sobie z natłuszczeniem okolic oczu. Zupełnie nie przeszkadza mi tłusta i lepka skóra pod oczami kiedy kładę się do łóżka.



Masło jest w formie stałej, ale pod wpływem ciepła rąk szybciutko się rozpuszcza i nie ma problemu z delikatnym wklepaniem go w skórę.



Rano okolice pod oczami są dobrze napięte, gładkie i u mnie zdecydowanie jaśniejsze (!) I nie ma tutaj nic do rzeczy to ile czasu śpię, bo wstając codziennie o 5 rano nigdy nie czuję się wyspana i pełna energii ;-)



Bardzo upodobałam sobie tą formę pielęgnacji wieczornej i z pewnością długo z niej nie zrezygnuję. Teraz na podorędziu mam spory zapas produktów pod oczy z Yves Rocher, ale masło shea na pewno będzie ze mną już zawsze.




18.3.14

Deal roku? Zakupy w Yves Rocher!

Deal roku? Zakupy w Yves Rocher!
Jak pewnie większość z was wie, firma Yves Rocher często wysyła swoim klientom kody zniżkowe i kusi różnymi promocjami.
Niedawno właśnie zachęciła mnie do zakupów specjalnym kodem, który obniżał kwotę do zapłaty o połowę! Poczułam się ogromnie skuszona i zaczęłam buszować po sklepie on-line w poszukiwaniu ciekawych kosmetyków. Oto co wylądowało w moim koszyku:




- koncentrat nawilżający Hydra Vegetal
- serum zwężające pory Sebo Vegetal
- rewitalizujące serum Elixir 7.9
- przeciwzmarszczkowy krem na dzień Riche Creme (powędruje do mamy na Dzień Matki)

a jako gratisy otrzymałam:
- krem przeciwzmarszczkowy pod oczy Riche Creme
- rewitalizujący roll-on pod oczy Elixir 7.9
- kojący krem pod oczy Active Sensitive
- woda toaletowa o zapachu bzu
- woda toaletowa Naturelle


Niestety musiałam poczekać do dzisiaj na dosłanie brakujących rzeczy, bo nie wszystko otrzymałam w pierwszej przesyłce. Tak czy siak ogromnie się cieszę z takich zakupów, bo dostałam kilka pełnowymiarowych gratisów i tak za wszystkie te rzeczy musiałabym w regularnych cenach zapłacić dokładnie 820,90 zł, a wydałam tylko 175 zł!


Takie zakupy chyba mogę już nazwać dealem roku 2014 :-)



17.3.14

Spotkanie blogerek w Rybniku + gorzkie żale...

Spotkanie blogerek w Rybniku + gorzkie żale...
Dzisiaj post o tym jak miło spędziłam sobotnie popołudnie. Otóż 15 marca odbyło się II Spotkanie Blogerek z Rybnika i okolic, w którym miałam przyjemność uczestniczyć.

Edyta i Kamila zorganizowały spotkanie w Cafe Bosco, w której raczyłyśmy się samymi pysznościami…



Spotkanie przebiegło w bardzo przyjaznej i miłej atmosferze. Bardzo się cieszę, że mogłam poznać nowe osoby z blogerskiego świata oraz po raz kolejny zobaczyć się z tymi, które uczestniczyły w poprzednim spotkaniu.


pożyczone od: http://challenge-accepteed.blogspot.com/2014/03/ale-to-juz-byo-czyli-2-spotkanie.html

Edyta i Kamila postanowiły nam zrobić ogromną niespodziankę i postarały się także o prezenty dla nas, których przecież miało nie być! Także wracałam do domu obładowana takimi dobrociami:





Dziękuję dziewczynom za świetne spotkanie i mile spędzony czas. Mam nadzieję, że to nie był ostatni raz w takim gronie :-)


  
Lista blogów uczestniczek spotkania:


Sponsorzy:



                           --------------------------------------------------------------------

Na końcu jednak wyleję z siebie trochę żalu, bo delikatnie mówiąc czuję poirytowanie poczynaniom serwisu Blogger, który w końcu dzięki nam zbija niezłą kasę…
Nie wiem czy macie ten sam problem co ja, choć czytałam, że wiele osób się z nim boryka. Otóż od kilku dni nie mogę zaobserwować żadnego z waszych blogów! Blogger mi na to nie pozwala i za każdym razem pojawia się komunikat: "Przepraszamy, realizacja twojego żądania była niemożliwa".

Niestety obserwowanie nie działa na żadnej przeglądarce, ani na żadnym kompie… Nie pomaga czyszczenie ciasteczek, odświeżanie stron, nic! Wiem, że można dodać blog do listy czytelniczej na stronie głównej bloggera, ale wiąże się to z jakimś limitem blogów i nie chcę się w to bawić.

Sprawa została zgłoszona, ale niestety pozostała bez odzewu.


Macie też takie problemy?


14.3.14

Witaminowa pielęgnacja włosów to mus!

Witaminowa pielęgnacja włosów to mus!
Dzisiaj post o masce Vitamin Pushup Mus 4 Natural Hair & Strong Roots, którą pokochałam od pierwszego odkręcenia opakowania…



Maska dotarła do mnie w eleganckim, kartonowym pudełeczku z logo firmy, a sam produkt mieści się w odkręcanym, plastikowym opakowaniu. Przyznam, że już sam wygląd i design wskazują, że to produkt  „z wyższej półki” ;-)



Po odkręceniu opakowania do moich wiecznie niezadowolonych i kapryśnych nozdrzy dotarł cudny, słodko-kwiatowy zapach. Już wtedy wiedziałam, że to będzie mój ulubieniec! Zapach jest tak obłędny, mocny i po prostu piękny, że mogłabym non stop siedzieć z nosem w tym opakowaniu! Po dłuższym rozmyślaniu nad tym skąd znam ten piękny aromat moja sentymentalna dusza postanowiła się odezwać i doznałam olśnienia! Tak! Tak właśnie pachniał mój malutki, zabawkowy konik pony, którego dostałam ponad 20 lat temu od cioci z za zachodniej granicy…



Sama maska ma bardzo nietypową konsystencję. Jest to typowy, kremowy mus, w dodatku bardzo puszysty i delikatny. Pierwsze wrażenie więc mocno na plus- konsystencja i zapach bardzo przypadły mi do gustu.

A co pisze Producent?

Zwiększający objętość włosów witaminowy mus o wyjątkowej konsystencji i równomiernym
działaniu aż po same cebulki, który zapobiega wypadaniu włosów i gwarantuje zachowanie
intensywnego koloru.
Cechy
• gliceryna – silne właściwości nawilżające, osłanianie i ochrona skóry głowy przed szkodliwymi  czynnikami zewnętrznymi, wnikanie w głąb skóry i zatrzymywanie wilgoci, zapobieganie nadmiernej  przeznaskórkowej utracie wody, wygładzanie i regenerowanie powierzchni włosa
• varisoft BT 85 pallets – silne właściwości kondycjonujące, zmiękczanie włosów, nadawanie jedwabistości
• abil me 45 – silne właściwości kondycjonujące, poprawianie rozczesywania włosów zarówno mokrych jak i suchych, ochrona koloru włosów farbowanych, ochrona termiczna włosów
• ekstrakt z oczaru wirginijskiego – wzmacnianie struktury włosa, nawilżanie
d‐pantenol – nawilżanie, łagodzenie i regenerowanie
• już po pierwszym użyciu widać wyraźną poprawę w wyglądzie i uczuciu komfortu
• włosy nie stają się śliskie jak w przypadku np. odżywek
• po spłukaniu włosy są grubsze, gładsze, nie plączą się i pozostają łatwe w rozczesywaniu
• po zostawieniu na włosach maski przez 30 minut pod aluminiową folią i dodaniem ciepła z suszarki, uzyskuje się jeszcze lepszy efekt push‐up
• końcówki nabierają miękkości, a łuski zamykają się
• nie uczula przy kontakcie z oczami
• pozostawić nie dłużej niż na 5 minut, a następnie dokładnie spłukać letnią wodą”


Obietnice jak widać spore, więc podeszłam do nich z rezerwą, by się nie rozczarować. Na szczęście się nic takiego nie miało miejsca, bo produkt radzi sobie bardzo dobrze na mojej czuprynie.
Po umyciu nakładam maskę na całą długość włosów i na skórę głowy również. Konsystencja maski jest tak puszysta i delikatna, że nie ma żadnych problemów, by nałożyć ją na włosy. Specyfik ten zostawiam na włosach na różnej długości czas. Jak wiecie nie mam problemów z trzymaniem masek na głowie przez długi czas i tą też zostawiam dłużej niż zalecane 5 minut. Często również staram się robić ciepły kompres, by wszystkie dobroczynne składniki mogły lepiej zadziałać.

Maska zmywa się również bezproblemowo i już podczas jej spłukiwania czuć gładkość włosów.



Po wysuszeniu moje włosy są bardzo puszyste i sypkie, nie są wcale oklapnięte i wydaje się, że jest ich więcej. Poza tym zaobserwowałam również większy blask moich kłaczków. Rozczesywanie nie sprawia mi najmniejszego problemu, bo włosy po tej masce nie są splątane w nawet najmniejszym stopniu.
Mimo, że nakładam maskę również na skórę głowy to absolutnie nie zauważyłam większego przetłuszczania się włosów i ich obciążenia.
No i oczywiście muszę wspomnieć jeszcze o zapachu, który pozostaje na włosach aż do następnego ich mycia (u mnie 2-3 dni) i jest tak samo intensywny jak po wysuszeniu.  
Lubię teraz wąchać moje włosy! (jakkolwiek to dziwnie brzmi…).

Bardzo polubiłam tą maskę i wiem, że będę za nią ogromnie tęsknić, kiedy ujrzę dno w opakowaniu. Polecam ją spróbować, bo ma doskonałą jakość i świetnie spisuje się na włosach!




Poczytać o masce i kupić ją możecie tutaj:  http://bcosmetics.com/pl/4-senso/Produkty/Vitamin-Pushup-Mus-4-natural-hair-strong-roots




11.3.14

Pianka do mycia twarzy Alverde

Pianka do mycia twarzy Alverde
Szał na pianki do mycia twarzy trwa u mnie niezmiennie od połowy zeszłego roku i nie ma zamiaru odpuścić.
Dzisiaj na tapecie pianka myjąca Alverde z limonką i jabłkiem.



Opakowanie stanowi plastikowa butelka (przez którą niestety ciężko dojrzeć ile płynu jest w środku), dozownik działa bez zarzutu, wydostając porcję puszystej, białej pianki (przy tym jednak u mnie wydaje dość piskliwe dźwięki…).



Sama pianka jest dość „luźna” i szybko należy nią operować, bo zamienia się ponownie w formę płynną. Zapach jest cytrusowy i przyjemnie energetyzujący, choć niestety leciutko wyczuwalny jest alkohol. Noo właśnie… Skład nie jest zły, jak to na Alverde przystało, ale doprawdy nie mam pojęcia dlaczego pakują do każdego kosmetyku myjącego do twarzy ten nieszczęsny alkohol… Niby to substancja konserwująca te produkty, ale wiadomo, że nie każda cera dobrze zniesie ten alkohol w składzie. Producent pisze, że pianka nadaje się do cery normalnej i mieszanej.





Skład:



Na szczęście pianka w żadnym stopniu nie przesusza mojej tłustej skóry. Bardzo dobrze radzi sobie ze zmywaniem resztek makijażu i zostawia skórę oczyszczoną i odświeżoną.
Alkohol nie powoduje u mnie podrażnień i zaczerwienień, a skóra nie jest ściągnięta po umyciu.



Bardzo przyjemnie używa mi się tej pianki szczególnie rano, kiedy moja twarz potrzebuje „powera” ;-)

Generalnie nie mam jej nic do zarzucenia, bo dobrze sobie radzi. Ma całkiem przystępną cenę (w czeskim dm ok. 100 kc) i dobrą wydajność. Nie wiem jednak czy kupię ją ponownie, bo na mojej piankowej liście pojawiły się nowe nazwy.




8.3.14

Błysk w kremie- Technic czy Benefit?

Błysk w kremie- Technic czy Benefit?
Dzisiaj o rozświetlaczu High Lights firmy Technic, którego namiętnie testuję od miesiąca. Jak widać buteleczka i napisy na niej do złudzenia przypominają słynny produkt Benefit – High Beam. Czy jednak jakość obu rozświetlaczy jest również zbliżona?



High Lights mieści się w szklanej buteleczce z pędzelkiem i wygląda prawie jak lakier do paznokci. Prawie, bo w środku zamiast lakieru siedzi sobie chłodny, różowawy i kremowy rozświetlacz.



Po odkręceniu trochę się przeraziłam wyglądem pędzelka- jest rozczapierzony i cały upaćkany rozświetlaczem, ale podobno wszystkie tak mają i nie trafił mi się żaden szczególny przypadek.
Rozświetlacz jest bardzo kremowy, ma gęstą konsystencję i doskonale rozprowadza się na skórze. Moja technika aplikacji jest banalna i polega na nałożeniu kilku placków rozświetlacza bezpośrednio z dołączonego pędzelka. Potem rozcieram wszystko palcami i wklepuję w skórę twarzy.




Efekt jest moim zdaniem całkiem dobry i zaskakująco trwały, bo utrzymuje się na moich kościach policzkowych do 8 godzin.
Rozświetlacz ma zimny, srebrzysto-różowawy odcień i pięknie prezentuje się na mojej obecnie wręcz białej skórze. Nie posiada brokatowych drobinek, ale jest nieco perłowy. Z moją skórą komponuje się wręcz idealnie.



Co do porównania ze słynnym produktem Benefita, to zrobiłam dla Was małą prezentację obu rozświetlaczy:




Po wypróbowaniu koloru na ręce różnica w odcieniach jest znacząca. Technic jest bardziej chłodny, jaśniejszy, ze srebrnymi tonami, a Benefit jest zdecydowanie bardziej różowy i ciemniejszy.
Konsystencja rozświetlacza z Technic jest nieco bardziej kremowa i zbita, a Benefit jest rzadszy.
Po nałożeniu na kości policzkowe stwierdzam jednak, że oba rozświetlacze wyglądają u mnie identycznie. Odcień obu jest na mojej różowawej skórze taki sam, błysk i trwałość również.


Jeżeli jesteście ciekawe takiego kremowego rozświetlacza to polecam Wam Technic, bo w niczym nie odbiega od Benefitu, oprócz ceny oczywiście :-)


Copyright © 2016 Nasze Poddasze , Blogger